Paradoks internetowego nauczyciela
Jak stracić zaufanie czytelników bez wysiłku? Oni to wiedzą.
Będzie długo, nudno, bez sensu i w całkowitym oderwaniu od ogólnej tematyki bloga. Bo czemu nie?
Internet – księga wszystkiego
W dzisiejszych czasach pierwszym miejscem (i zazwyczaj jedynym), do którego zaglądamy szukając wskazówek, porad, inspiracji, instrukcji etc. jest internet. Niezależnie od tego czy chcemy sprawdzić pogodę, nauczyć się wiązać krawat czy opanować technologię wzbogacania uranu na potrzeby budowy bomby atomowej wiedzy na dany temat będziemy poszukiwali zaczynając od wpisania konkretnych fraz w Google.
To zjawisko sprawia, że od kilkunastu lat, praktycznie codziennie pojawiają się nowe strony, blogi lub pojedyncze artykuły chcące aspirować do miana źródeł wiedzy. Każdy chce teraz być słuchanym przez innych. Każdy chce mieć poczucie bycie nauczycielem. Pomogłem szwagrowi złożyć szafkę z Ikei? Zacznę pisać bloga o składaniu szafek z Ikei bo na pewno ktoś uzna, że jestem ekspertem (swoją drogą można faktycznie z tego zrobić coś ciekawego). Przeczytałem trzy książki w tym roku i pokłóciłem się z kumplem o to, która z nich jest najlepsza? Świat recenzji czeka na mnie.
Owszem, od wielu lat w internecie wypowiadają się też prawdziwi eksperci w danej dziedzinie. Zawodowcy gromadzący wiedzę przez lata widzą w tym medium szansę na dotarcie do młodych, którym można przekazać pałeczkę i zachęcić do działania. Jednak w dużej większości wypowiadają się amatorzy, którym tylko się wydaje, że dużo potrafią i się znają. Wiem o tym bo jestem jednym z nich.
Szewc bez butów chodzi?
Cała dyskusja opiera się o to, że osoba wypowiadająca się jak coś zrobić dobrze dokładnie to samo u siebie robi źle. Żeby nie operować tutaj na całkowitej abstrakcji może przejdę to tego skąd pomysł na ten tekst.
Otóż od czasu do czasu przeglądam internet w poszukiwaniu czy to inspiracji, czy to motywacji lub po prostu chcąc się dowiedzieć czegoś nowego. Czasami też staram się zagłębić w tematy związane z blogowaniem. I tak się stało, że zacząłem coś googlować na temat treści. Po odrzuceniu pierwszych wyników, które były tak słabe, że nawet amator miałby wątpliwości czy to ma sens trafiłem na stronę, która wyglądała schludnie i miała sporo tekstu, który nawet jakoś przyzwoicie się zaczynał. Autor mówił tam o tym jak przyciągnać uwagę czytelnika. Podawał statystyki dotyczące zainteresowania treścią. Mówił o komponowaniu tekstu. Znaczy się można powiedzieć, że się zna, prawda? Niby tak. Ale.
No chyba nie.
- Powiedziane było, że obrazki powinny być mniej więcej co 350 słów – w tekście były one dosłownie co chwilę, co akapit. Czytając wpis na telefonie jeden obrazek dopiero co wychodził za ekran już widziałem następny. W dodatku obrazki te były całkowicie oderwane od treści i miałem wrażenie, że się powtarzają.
- Powiedziane było, że nie można się śpieszyć pisząc tekst. Trzeba go dopracować, przemyśleć. Wiele razy sprawdzić. Proces tworzenia spokojnie może zajmować nawet wiele dni – w części którą przeczytałem (dlaczego w części to zaraz) znalazłem co najmniej kilka błędów nie będących nawet literówkami, a po prostu urwanymi zdaniami czy brakującymi literami. Mi się często zdarza zgubić literki czy walnąć coś co dziwnie wygląda. Wyłapuję to sam mniej więcej między pierwszym, a drugim przeczytaniem tekstu zaraz po skończeniu pisania. A wpisów, które powstawały dłużej niż godzinę mam może kilka. I to często czas wynikał jedynie z konieczności napisania sporej ilości kodu.
- Było powiedziane, że jeden wpis powinien traktować o jednym temacie. Ba! Nawet poruszanie kilku odnóg danego tematu może być nadmiarowe. Tekst powinien być spójny i jednoznaczny. Poprawia to też SEO (Google lepiej indeksuje) – we wpisie wątki przełączały się tak szybko i nagle, że nie nadążałem. Zacząłem akapit o jednej rzeczy, a tu kolejne zdanie kompletnie nie pasujące do kontekstu, a nawet oderwane od całości treści. Czułem się mniej więcej tak jakby w trakcie pisania o budowie silnika, ktoś pomiędzy zdania o tłokach, a zdania o świecach nagle wstawił kilka zdań o tym, że był dzisiaj na spacerze i wyprowadzał psa.
- Również znalazły się statystyki i przestroga, że użytkownicy internetu bardzo łatwo się nudzą i większość z nich nie czyta więcej niż 20-25% treści. Dlatego trzeba walczyć o ich uwagę (m.in. stosując powyższe punkty). Treść powinna zachęcać do kontynuowania czytania – może dlatego w 1/3 zacząłem zerkać jak szybko się przesuwa pasek w przeglądarce kiedy czytam kolejne linijki. W połowie uznałem, że dłużej nie dam rady. Zbyt nudne, rozwlekłe i pewnie i tak więcej z tego nie wyciągnę. Przynajmniej autor pozwolił zweryfikować, że to 20% niekoniecznie jest przesadzone.
Niejeden raz
Żeby nie było, że się uwziąłem na jeden artykuł dodam, że w przeszłości zdarzało mi się trafiać np. na bloga gdzie autorka pisze o tym jak powinien wyglądać dobry blog. Rok 2016. Blog miał zapętlony obrazek w tle. Blog miał pełno migających, kolorowych ozdóbek. Ba, teksty też były kolorowe. Czasami nawet migały. Comic sans. Więcej losowych obrazków. Księga gości i czat jak za starych dobrych czasów. Animacje. Przewijający się w poziomie jakiś napis. Żeby nie było, że to jakiś zabytek. Post był względnie świeży (2-3 lata max?). Wiem, że to prawdopodobnie pisała jakaś młoda nastolatka. Jednak skoro na niego trafiłem szukając tak obszernego tematu jak design bloga to znaczy, że dużo więcej osób na niego trafiło. Jakiś % uwierzył.
Ile to razy wpadałem na wpisy dotyczące pisania, których się nie dało czytać bo były niegramatycznie pisane. Rozumiem robić drobne błędy, pogubić się w jakimś zdaniu czy niepoprawnie użyć wyraz. Ale nie umieć złożyć gramatycznie poprawnego akapitu? Ok, nie każdy jest dobry w te klocki. Tylko jaki proces myślowy zaszedł, że taka osoba postanowiła uczyć innych pisania treści?
Nabardziej mnie bawią strony z szablonami do WordPressa, albo omawiające zasady budowania layoutu, które korzystają z jakiejś domyślnej skórki albo mają tak słabą budowę, że czasami człowiek ma problem się połapać co jest gdzie.
W tym wywodzie pomijam oczywiście treści pisane typowo pod „SEO” gdzie jakiś Janusz Pozycjonowania tworzy masowo stronki z losowym zlepkiem zdań i chwytliwym tytułem powiązanym z jakimś tematem.
Nie podaję tutaj linków do omawianych przypadków ponieważ uważam, że to nie ma sensu. Po pierwsze delikatnie by to poprawiło ich statystyki. Po drugie nie mam na celu wskazywać palcem na konkretne osoby jeśli problem jest na większą skalę (podanych wyżej podpunktów nie traktuję jako wytykanie konkretnej osoby bo nie ujawniłem źródła, a też nie jest to pisane na zasadzie „nie powiem imienia, ale wiecie, że to o niego chodzi”).
Ach te kobiety
Najbardziej w tym wszystkim zastanawia mnie dlaczego w tych wszystkich antywzorcach bardzo często trafiam na teksty pisane przez kobiety. Na pewno jakiś związek może mieć to, że jednak w tematach tworzenia treści czy designu panie obracają się dużo częściej niż w tematach typowo technicznych. Ale jednak nie uważam tego za wystarczający argument. Chcą pokazać światu, że też mogą zaistnieć w blogosferze/portalach tematycznych? Jeśli tak to nie tędy droga. Wiem, że w telewizji i na forach powtarzają, że „wystarczy chcieć i można wszystko” ale jednak polecam odrobinę pokory ;) Lepiej powiedzieć wprost, że jest się początkującym ale dowiedziało się, że… lub zauważyło się, że… i chce się wypowiedzieć niż grać profesjonalistę.
Koniec przynudzania z narzekaniem
Dotrwałeś czytelniku do końca? Skoro czytasz to zdanie to bardzo prawdopodobne, że tak. Jeśli tak jest to właśnie napisałem lepszy tekst niż osoba, która próbuje nas uczyć jak się pisze dobry tekst. Nawet nie przepadałem za językiem polskim w szkole.
Sam też na 1000% popełniłem techniczny wpis, a w innym miejscu popełniłem błędy, przed którymi w nim ostrzegałem. Popełniłem też na pewno błąd w podstawowym kodzie mówiąc chwilę wcześniej o zaawansowanych konstrukcjach języka. Także spokojnie, nie musicie przeszukiwać mojego bloga i wytykać mi, że hejtuję, a sam robię to samo. Na początku myślałem, że dużo wiem. Teraz bardzo ograniczyłem wpisy techniczne bo nic nie wiem. Pokory się człowiek zazwyczaj uczy powoli. Tylko dlaczego tak często trafiamy na wysoko pozycjonowane treści osób, które tej pokory jeszcze nie mają?
Tak oto kończy się bodajże najdłuższy wpis na moim blogu, który jest jednocześnie najbardziej oderwany od poruszanej na codzień tematyki. Wyszło1300 słów (ten nawias zaokrąglił wartość). W dodatku jako jedyny dostał pozytywną opinię pluginu oceniającego jakoś tekstu :D
Leave a Comment