Kiedyś to było… na blogu
Od kilku dni uskuteczniam czyszczenie swoich skrzynek mailowych i dotarłem już do maili z lat 2018-2020 (tak, wiem, jak tak można trzymać starocie… ale kto nigdy nie zostawił starych maili niech pierwszy rzuci klawiaturą). Poza spamem z różnych portali, rzucają mi się w oczy wiadomości związane z aktywnościami wokół tego bloga i ogólnie mojej działalności internetowej. Przede wszystkim mam na myśli ich ilość i regularność. Coś, czego w tym momencie na tym blogu, ale też kanale na Youtube, mocno brakuje.
Ilość powiadomień o komentarzach, prywatnych wiadomości od Was czy nawet zapytań o współpracę. Aż się łezka w oku kręci i nasuwa się do głowy konkretne pytanie – czy to był pik moich możliwości w internecie? Faktycznie na tamte lata przypada moja największa aktywność blogowa. Wtedy też byłem na etapie otwierania swojej działalności gospodarczej i wydawania pierwszych kursów online. Może to jest właśnie odpowiedź na pytanie dlaczego wtedy tyle dawałem radę publikować – chciałem zrobić szum, żeby zainteresować jak największą grupę potencjalnych klientów, miałem silną motywację do działania.
Mimo, że brzmi to jak myśl starego człowieka „kiedyś to było” to taki powrót do maili z tamtych lat jest dla mnie pewnego rodzaju odświeżeniem i lekcją. Daje mi sygnał, że nie tylko inni wielcy tego świata są w stanie dostarczać regularne treści i budować swój wizerunek. Ja sam to robiłem, więc jestem w stanie to robić teraz! Od razu buduje się w mojej głowie myśl chcąca wrócić do tej regularności i starająca się zaplanować wszystkie działania. Tylko czy ja w tamtym momencie aż tyle planowałem? Jak się nad tym zastanowić, to niekoniecznie. Dużo mocniej płynąłem z flow. I może to jest właśnie odpowiedź na pytanie jak mogę publikować więcej – płynąć z flow, pisać/nagrywać codziennie. Oczywiście z głową, żeby nie produkować śmieci. Jednak większa ilość zbudowanej treści daje mi też niezwykły komfort tego, że jak coś wyjdzie słabiej, to mogę to odrzucić, bo mam na to miejsce inny, lepszy content. Tworząc mało ryzykuję tym, że żeby utrzymać regularność muszę publikować niekoniecznie treść najlepszą jaką jestem w stanie zrobić. Bo nie mam nic więcej niż ten jeden tekst, albo to jedno wideo.
Przy okazji przeglądania tych skrzynek parę razy też już się złapałem na tym, że zaciekawił mnie tytuł maila i dopiero po chwili zorientowałem się, że to ja go wysyłałem. Jest to dla mnie kolejna cenna lekcja. W tamtym momencie zastanawiałem się czy na pewno moje wiadomości są ciekawe. Nie byłem pewny czy kogokolwiek złapie mój mail wysłany do jego skrzynki. Teraz, kiedy sam się na tym łapię, to czuję dumę, że udało mi się wtedy napisać coś, co po latach nadał chwyta wzrok człowiek. Jest też szansa, że wtedy to było kiepskie, ale czasy się zmieniły na tyle, że po 2-3 latach takie tytuły wiadomości to już lepsza jakość ;)
Leave a Comment